******************************
Bonnie:
Patrzyłam mu w oczy. Nic nie wyrażały, czułam się jeszcze gorzej niż przedtem.
Zaczynałam wstawać, lecz na ramieniu poczułam czyjąś silną dłoń.
-Bonnie, ja wiem, że jest Ci ciężko, ale na tym to wszystko nie może się skończyć. Ludzie odchodzą i trzeba się z tym pogodzić. Widziałem już wiele śmierci i zawsze było mi ciężko.
-Taa. Ty to mówisz, to ty wybiłeś pół świata i ty mi wmawiasz, że tobie było ciężko. Takie coś wmawiaj innym głupim ludziom, ale nie mnie bo ja ci w to nie uwierzę.
-Bonnie, czemu ty wszystko utrudniasz? - nie dałam mu nawet dokończyć.
-Ja utrudniam? To przez ten twój chory świat wszyscy umierają. Dopóki nie przyjechali tutaj bracia Salvatore i wy za nimi wszystko było w porządku. To wszystko wasza wina. Najpierw Jenna, Alaric, Caroline, Elena, Matt, Jeremy. Wszyscy, których kochałam.
Przytulił mnie mocno. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Do cholery co on szuka następnej zabawki?
Odepchnęłam go jak najmocniej umiałam.
Szłam szybkim krokiem w stronę swojego domu. Miałam już dość siedzenia na tych pogrzebach i słuchania jak wszyscy mówią, że jest im przykro.
Takie życie jest, po prostu do dupy. Ciekawe czemu muszę akurat tutaj mieszkać i patrzeć na to wszystko.
Chyba wyjadę do matki, dam sobie spokój z Mystic Falls przynajmniej teraz na kilka tygodni i tak już jest koniec roku szkolnego, więc powiem ojcu, ze chce wyjechać.
Tak to dobry pomysł, trochę odpoczynku mi się przyda.
Wieczorem rozmawiałam o tym z ojcem i uznał, że po tych wszystkich przeżyciach wyśle mnie do matki. Rano miałam wyjechać, rozmawiał już z matką przez telefon i się zgodziła.
Kol:
Siedziałem w salonie patrząc w przestrzeń. Do pomieszczenia wszedł Klaus.
Spojrzał na mnie i usiadł obok.
-Kol ja chyba wyjadę na jakiś czas to miasto, cały czas przypomina mi Caroline. Jest mi ciężko, a gorzej jest jak patrze na te wszystkie rzeczy, których ona dotykała, gdzie nie spojrzę widzę jej uśmiech,a potem tą twarz wykrzywioną w grymasie bólu.
Twarz schował w dłoniach.
-Chciałbym kiedyś o tym zapomnieć -dodał.
Siedzieliśmy tak w milczeniu. To wyrażało więcej niżbyśmy chcieli.
-Ja stąd nie wyjadę, będę czekał, aż to wszystko się uspokoi i myślę, że zostaniesz ze mną, ale zrozumiem jak będziesz chciał wyjechać.
-Muszę to przemyśleć i jeżeli uda mi się zapomnieć to tak, ale to jest takie ciężkie. A ty i Bonnie? Ja Kol widzę jak na nią patrzysz, coś cię do niej przyciąga.
-Tak. Tylko ona odbiera to jako zabawę, nienawidzi mnie i sądzi, że to moja wina, że wszyscy umierają.
-Patrz nie pamiętam kiedy ostatni raz tak gadaliśmy.
Podszedł do barku wyciągnął whisky i dwie szklanki. Postawił je przede mną na stole i napełnił je obie.
-Za to, że nasze życie jest takie do dupy i nikt nas nie chce.
Uśmiechnęliśmy się i wypiliśmy jedną butelkę, potem drugą, w połowie trzeciej Klaus zaczął nazywać mnie Caroline, więc wolałem już przestać z nim pić. Poszedłem dna górę wykapałem się i położyłem się do łóżka.
Może jutro będzie lepszy dzień.
**********************
Hej :* I jak tam?? Dziękuje wszystkim za te liczne komentarze jestem szokowana. Więc dalej będę pisać tego bloga i postaram się szybciej.
Jeżeli dalej chcecie czytać tego bloga to komentujcie ☻ Pozdrawiam ♥